5/ Wizyta dwóch świętych

Teraz Elżbieta mogła spokojnie umierać, gdy po dwudziestu pięciu latach ponownie zobaczyła chociaż jedno ze swoich dzieci. O tym, że od śmierci dzieli ją niewiele czasu przekonała się w cudowny sposób na początku stycznia 1857 roku. Ukazał jej się wtedy ksiądz Wincenty ze św. Kajetanem z Tieny. Na ich widok zaczęła się skarżyć: "Porzuciliście mnie, a mówiliście, że weźmiecie mnie ze sobą...". Oni odrzekli, że nigdy jej nie opuścili i że właśnie po nią przychodzą. Wtedy poprosiła ich o taką łaskę od Boga, żeby nie musiała przebywać w czyśćcu.

W piątek 13 lutego Elżbieta po raz ostatni weszła do bazyliki św. Piotra. Zaledwie przyjęła komunię, wróciła do domu ogarnięta wysoką gorączką i z największym trudem położyła się do łóżka. W sobotę wezwano lekarza, który rozpoznał odoskrzelowe zapalenie płuc i zasugerował, by chora przyjęła wiatyk. W niedzielę pod wieczór ksiądz Melia wyspowiadał Elżbietę, po czym w procesji ze współbraćmi przyniósł jej wiatyk.

W poniedziałek stwierdzono dalsze pogorszenie, wobec czego ksiądz Melia udzielił ostatniego namaszczenia. Elżbieta oświadczyła, że chce zostać pochowana w kościele Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, gdzie spoczywał też jego założyciel; w tej sprawie otrzymała już od papieża stosowne pozwolenie. We wtorek 17 lutego około godziny 12.45 łagodnie oddała ducha. Jej zwłoki obleczono w strój tercjarki, który niegdyś sama dla siebie przygotowała, i wystawiono w obszernym holu przed jej izdebką.