Sanna dalej prowadziła swoje zwykłe życie, poświęcając je całkowicie modlitwie i uczynkom miłosierdzia. Krążyła po ulicach i pomagała biedakom, ponieważ - jak mówiliśmy - jako członkini Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego otrzymywała liczne datki i miała prawo je przekazywać potrzebującym. Kiedy nie mogła im nic ofiarować, polecała ich zamożnym osobom, które znała. Ponadto odwiedzała szpitale, zwłaszcza dla nieuleczalnie chorych, wykładała tam naukę chrześcijańską i zachęcała do przyjmowania sakramentów. Gromadziła też ubogie, niewykształcone dziewczynki, przyprowadzała je do domu albo do atrium bazyliki watykańskiej i uczyła katechizmu, ponieważ już wyćwiczyła się w mowie.
W okolicy bazyliki wszyscy ją znali również z innego powodu: ilekroć się dowiedziała, że w którejś rodzinie trwa konflikt, szła tam, aby swoim łagodnym słowem i zdolnością przekonywania - a więc dzięki darom Ducha Świętego, któremu w stałym posłuszeństwie dawała się prowadzić - przywrócić pokój i zgodę. Z biegiem czasu "jama" nad gospodą państwa Campi stała się miejscem duchowym spotkań ludzi ze wszystkich warstw społecznych: w tej izbie oddychało się atmosferą niebios. Jednakże ciągły ruch i głośne modły przeszkadzały gospodarzowi, którego żona pewnego dnia wymówiła Elżbiecie lokum, twierdząc, że go potrzebuje. Ta jednak odparła: Niech precz odejdzie, kto chce mnie wygonić - Maryja mnie chroni!". Scena powtórzyła się jeszcze dwukrotnie, ale trzy dni po ostatnim wymówieniu pani Fortunata zmarła, a pozostali już nie odważyli się naciskać.