3/ Wdowa z pięciorgiem dzieci na utrzymaniu

Niestety, ich szczęśliwy związek małżeński trwał tylko osiemnaście lat. W styczniu 1825 roku Antonia Marię przykuła do łóżka choroba. Nie wiemy wprawdzie jaka, lecz musiała być bardzo ciężka, skoro wezwany pilnie lekarz, zbadawszy pacjenta, oświadczył: "Nie mogę nic zrobić". Rzeczywiście, mąż umarł 25 stycznia. Elżbieta niczym anioł stróż przez cały czas towarzyszyła mu z uwagę i troską, a jego odejście opłakiwała w całkowitej zgodzie z wolą Bożą, wstawiając się za duszą zmarłego ofiarami mszalnymi, jałmużną i pobożnymi uczynkami.

Wdowa pozostała z pięciorgiem dzieci, z których najstarsze miało lat szesnaście, a najmłodsze - zaledwie trzy. Odważnie stawiła czoło nowej sytuacji w postawie jeszcze większego umartwienia, rozmodlenia i miłosierdzia, w najmniejszym nawet stopniu nie zaniedbując matczynych obowiązków pomimo kalectwa, które musiało jej dotkliwie ciążyć. Wstawała wczesnym rankiem, budziła dwóch najstarszych synów i po zrobieniu im śniadania wysyłała ich do pracy z dziadkiem i jednym ze swoich braci. Powszechnie dziwiono się, jak Elżbieta umie wszystkiego dopilnować, mimo że poświęca tyle czasu na modlitwę i nawiedzanie kościoła. Eucharystia stanowiła ośrodek jej życia duchowego: wdowa codziennie słuchała mszy, czasami nawet dwa razy.

Kilka miesięcy po śmierci męża Elżbieta Sanna ciężko się rozchorowała. W trakcie swojej pierwszej spowiedzi generalnej wyraziła wolę całkowitego poświęcenia się Bogu poprzez wieczysty ślub czystości, lecz nie otrzymała zgody. Rozmawiała o tym z matką i braćmi, którzy jednogłośnie się sprzeciwili (zwłaszcza ksiądz Antonio Luigi). Doszła do przekonania, że jej dom ma się stać małym oratorium, w którym członkowie rodziny i sąsiedzi będą się gromadzić na różańcu i wieczornych modlitwach. Od tego pory jeszcze gorliwiej oddała się apostolstwu, znanemu już w całej okolicy, w której z uznaniem mawiano o Elżbiecie "sa Monza" - Mniszka. Niestety, przyjazne relacje, jakie udało jej się nawiązać z otoczeniem, nie obejmowały jej najstarszych snów, a zwłaszcza drugiego z nich, Salvatorego, który matkę uważał za dewotkę, oszukiwał i źle traktował.