4/ Ksiądz Valle wraca sam

W 1836 roku pogorszyło się zdrowie księdza Valle i plany pielgrzymki spełzły na niczym. On sam później opowie: "Silne zaburzenia w układzie nerwowym nie pozwoliły mi odprawiać mszy i tylko z rzadka mogłem to czynić. Widząc się pozbawionym środków do życia, zamyślałem napisać do ojca, ażeby mi przysłał fundusze na powrót w rodzinne strony".

Zmienić plany musiała także Sanna, choć była zdecydowana na powrót do domu. Ponieważ źle się czuła, ksiądz Wincenty sprowadził do niej znanego lekarza, doktora Petrillego, który postawił bardzo niepomyślną diagnozę. Jego orzeczenie brzmiało jasno: "Zaświadczam, że Elżbieta Sanna z Sardynii, od długiego czasu cierpiąca na bardzo dokuczliwe kołatanie serca oraz silne bóle stawów we wszystkich kończynach, nie może pozostawać w długotrwałym ruchu. Odbycie kolejnej podróży mogłoby się przyczynić do dalszego pogorszenia. Rzym, 10 maja 1838 roku".

Nie sposób było podważać kompetencje zawodowe doktora Petrillego. Gdy jednak wszczęto proces beatyfikacyjny Sanny, postulator dla pewności zasięgnął opinii innego znanego klinicysty, profesora Gaetano Tancioniego, członka Papieskiej Akademii Nowych Ostrowidzów, który także kilkukrotnie badał Elżbietę. Oto jego orzeczenie: "Z powodu swoich schorzeń Elżbieta mogła w każdej chwili umrzeć. Żaden specjalista nie mógłby ustalić innego rozpoznania niż doktor Petrilli. Elżbieta prowadziła życie w takim utrudzeniu, jakie by najbardziej nawet obojętną duszę pobudziło do współczucia. Miała sztywność stawów z ich bolesnością podczas ruchów. Dłonie zniekształcone, ustawione w półzgięciu w wyniku zrośnięcia kości w przestrzeniach stawowych (ankiloza). Nękała ją chroniczna migrena i uderzenia gorąca do głowy, co utrudniało jej poruszanie się i sprzyjało upadkom. Do wymienionych stanów chorobowych (które występowały w różnych partiach ciała i spośród których nawet jeden mógłby stać się przedmiotem dokładnych badań dla lekarza) należy dodać obecność wady serca i dużych naczyń, przejawiającą się kołataniem w piersi i dręczącym niepokojem. Pozwalało to przypuszczać, że dobra Elżbieta nosi w sobie wszystko, co wystarcza do tego, byśmy ją stracili w ciągu jednej chwili".

Pod koniec grudnia ksiądz Giuseppe otrzymał pieniądze od ojca. Wyjechał z Rzymu 26 stycznia 1839 roku i nigdy już nie zobaczył Elżbiety.