Uwolniona od wszelkich zobowiązań Elżbieta postanowiła poświęcić się całkowicie Zjednoczeniu Apostolstwa Katolickiego jako członkini świecka. Nabrała przekonania, że już nie zdoła wrócić do domu. Sam ksiądz Wincenty utwierdził ją w tym przeświadczeniu, mówiąc: "Bóg chce was mieć w Rzymie". To nie znaczy, że Elżbieta nie myślała o rodzinie; przeciwnie - po wyjeździe księdza Valle przekazała dzieciom wszystko, co posiadała na Sardynii, i tym sposobem wyzbyła się całej własności, aby żyć w całkowitym ubóstwie. Ponadto trzy razy w roku posyłała księdzu Antoniowi Luigiemu wiadomości o sobie, a on w odpowiedzi informował ją o sytuacji rodziny, ślubach synów i córek. Zaprzyjaźnione z Elżbietą osoby, zeznając na jej procesie, przytoczyły znamienny szczegół: 25 czerwca każdego roku, w rocznicę opuszczenia Codrongianos, Sanna płakała z tęsknoty za bliskimi. Smuciły ją także niepomyślne wieści od rodziny: na przykład któregoś razu dowiedziała się, że mąż Paoli, matki pięciorga dzieci, jest "bardzo niedbały w pracy i niewdzięczny" i że ksiądz Antonio Luigi w 1851 roku wypędził ich wszystkich z domu; nadto tenże Antonio, zapadłszy na zdrowiu, musiał zrezygnować z funkcji wikariusza parafii.
W tej właśnie samotności Elżbieta prowadziła jeszcze intensywniejszy dialog z Panem (znano jej wielkie zamiłowanie do adoracji eucharystycznej, a zwłaszcza do nabożeństwa czterdziestogodzinnego) i zaostrzyła swoje umartwienie: jadała tylko po dwieście gramów pospolitej potrawy i piła wyłącznie wodę. W 1841 roku w kościele św. Augustyna zapisała się do koła Matki Bożej (Cintura della Madonna) i wyznaczono jej 4 października na dzień postu, którego przestrzegała do końca życia. W roku 1844 przystąpiła do Zakonu Braci Najmniejszych św. Franciszka z Pauli (minimici). Ponadto codziennie odprawiała drogę krzyżową. Ksiądz Raffaele Malia, przełożony generalny Stowarzyszenia Apostolstwa Katolickiego, tak scharakteryzował życie wewnętrzne Elżbiety: "Wszędzie widziała Boga i adorowała Go we wszystkim. Miłość Boża wypełniała jej życie - nie tylko przewyższała każdą inną miłość, ale Bóg był jej władcą absolutnym. Każda sprawa ustępowała wobec jakiejkolwiek, choćby najdrobniejszej sprawy Bożej. Częstokroć mawiała: "Boże mój, kocham Cię ponad wszystko".
W szkole św. Wincentego Pallottiego żywa pobożność maryjna Sanny znalazła nowe formy wyrazu. Jej uboga izdebka zamieniła się w małe sanktuarium Matki Boskiej. Przed obrazem Panny Możnej ("Virgo Potens") - podarowanym jej przez księdza Valle, który kupił go u antykwariusza - zbierali się ludzie na wspólną modlitwę. Elżbieta powtarzał za św. Wincentym: "Chciałabym kochać Maryję jak Bóg Ojciec, który Ją uczynił najbardziej umiłowaną spośród wszystkich córek; chciałabym Ją kochać jak Syn Boży, który Ją uczynił swoją najmilszą Matką; chciałabym Ją kochać jak Duch Święty, który Ją uczynił swoją zachwycającą oblubienicą".
Elżbieta coraz mocniej angażowała się w dzieło swojego mistrza duchowego. Dbała o naczynia liturgiczne i bieliznę ołtarzową w kościele Najświętszego Zbawiciela in Onda, szyła koszule, robiła skarpety, kupowała pościel, ubrania i jedzenie dla wspólnoty - ale nie tylko: jak podkreśla ksiądz Melia w swoim świadectwie, "od kiedy powstało moje Stowarzyszenie, do którego ona również należała i którego była szczególną propagatorką, postępowała wobec jego członków jak matka w najwyższym stopniu zatroskana o ich duchowe dobro, wspierając ich radą, modlitwą i wszelkimi środkami chrześcijańskiego miłosierdzia, aby ich pobudzać do przyswajania sobie prawdziwego ducha i cnót Założyciela oraz trwania w jedności, pokoju i miłości. [...] Traktowała naszą rodzinę jak swoją i podobnie do zaradnej matki chciała, by niczego nam nie brakowało. [...] Dawała nam pieniądze i to, co otrzymywała z hojności wiernych. W miarę jak Bóg ją zaopatrywał, przeznaczała wszystko dla nas. A podczas gdy obdarowywała nas tak hojnie, sama żyła w skrajnym niedostatku".
To wyjaśnia, dlaczego pierwsi pallotyni otaczali Sannę niezwykłym szacunkiem. Inny świadek, ksiądz Domenico Porrazzo, opowiadał: "Cieszyła się wśród nas takim poważaniem, że mistrz nowicjatu przyprowadzał do niej swoich uczniów, aby słuchali jej dobrych rad".